WP - Sportowe Fakty

Dołącz do drużyny i bądź dumny z naszych

Biedronka - Oficjalny sponsor reprezentacji Polski

PARTNER
AKCJI:

1 9
3 8

Francja

Sięgając brazylijskich gwiazd

Ezi Wilimowski i wcielone diabły z Polski

autor:

Jacek stańczyk

Polska nie będzie sztywno trzymać się z góry założonych planów. Umiemy to robić i jesteśmy dobrzy w dostosowywaniu się do przeciwników – mówił przed tym meczem Marian Spoida, asystent selekcjonera Józefa Kałuży.

Osiągnięcie pułapu brazylijskiego gwiazdozbioru wydawało się jednak misją kosmiczną, niemal straceńczą. A jednak, 5 maja 1938 roku w Strasburgu reprezentacja Polski rozegrała jeden z najbardziej fascynujących meczów w swojej historii. Ba, w historii mundiali.

Polacy mieli szansę zagrać w tych mistrzostwach, bo w eliminacjach wygrali z Jugosławią (to był dwumecz. Polska zwyciężyła 4:0 i przegrała 0:1). Debiutowaliśmy w mistrzostwach świata, a te były wówczas rozgrywane jeszcze systemem pucharowym. Nie było grup, przegrywający od razu odpadał. Dziś możemy napisać, że z Biało-Czerwoni z Brazylią przegrali, to i tak wygrali jedno z czołowych miejsc na kartach mistrzowskiej historii.

Francja - Sięgając brazylijskich gwiazd
Ernest Wilmowski
Ernest
Wilimowski
PSEUDONIM Ezi

Polska nie zatrzymała Brazylii, ale Brazylia nie zatrzymała Ernesta Wilimowskiego. To był jego dzień, to był jego mecz.

Filigranowy napastnik rodem z Katowic strzelił drużynie Canarinhos 4 gole, zaszokował świat. Jego wyczyn przebił dopiero w 1994 roku Rosjanin Oleg Salenko, który strzelił 5 goli.

Wilimowski pochodził z Katowic, grał w śląskich klubach, a gdy przyszła II wojna światowa był już obywatelem niemieckim. Jego boiskowe wybory były jednak niczym w porównaniu do jego wyborów życiowych, bo zaczął grać w niemieckiej kadrze. Przez lata trwał spór czy był najlepszym polskim piłkarzem w historii, czy zwykłym zdrajcą. Na pewno był genialnym snajperem, który potrafił strzelić w meczu 10 goli.

Był 4-krotnym mistrzem Polski. W reprezentacji Polski rozegrał 22 mecze, strzelił 21 goli. W kadrze niemieckiej w 8 meczach trafił już 13 razy. W sumie we wszystkich oficjalnych meczach strzelił 554 gole. Legenda głosi, że miał 6 palców u nóg.

ŹRÓDŁO: Agencja Fotograficzna East News

Brazylia miała w składzie Leonidasa, legendarnego snajpera, o którym krążyły potem historie, że przeciwko Polakom grał bez obuwia. Najprawdopodobniej było tak, że rozpadł mu się jeden z butów i chwilę, zanim podano mu rezerwowe obuwie, biegał boso. Potem został naszym katem, strzelił trzy gole, w tym dwa decydujące w dogrywce. My jednak pokazaliśmy światu Ernesta Wilimowskiego, przebojowego napastnika ze Śląska. Ezi, bo tak na niego wołano, najpierw dał się sfaulować w polu karnym, w wyniku czego z jedenastki gola strzelił Fryderyk Scherfke. Potem aż cztery razy trafił już sam.

Polacy od początku gonili Brazylijczyków, ale po pierwszej połowie meczu wydawało się, że jest już po wszystkim. Rywale prowadzili 3:1, pewnie sami myśleli, że łatwo zwyciężą, a potem pójdą na swoją narodową kawę. A jednak, Polacy nie odpuścili, Wilimowski szalał w drugiej połowie, w 89. minucie wyrównał na 4:4.

„Przegląd Sportowy” pisał, że Polacy byli jak wcielone diabły. Ezi trafił też w dogrywce, ale tuż przed końcem, a wcześniej „załatwił” nas wspomniany Leonidas. Jego nazywano potem „czarnym diamentem” i „człowiekiem z gumy”. Brazylijski selekcjoner Ademar Pimenta komplementował Polaków, mówiąc że nie ma żadnych wątpliwości, iż to był świetny przeciwnik. Choć nie omieszkał też dodać, że trudniejszym rywalem był tego dnia padający deszcz. Gerard Cieślik, inny późniejszy legendarny polski snajper, wiele lat później opowiadał, że Wilimowski to najlepszy snajper, jakiego widział w życiu.

Polacy odpadli, Brazylia po wygranej 4:2 ze Szwecją skończyła mundial na trzecim miejscu. Mistrzami świata zostali Włosi, którzy obronili tytuł wywalczony cztery lata wcześniej na własnych boiskach. To był ostatni przedwojenny mundial, kolejny odbył się dopiero w 1950 roku.

Zagmatwane, często tragiczne były potem losy polskich bohaterów. Ernest Wilimowski osiągnął status człowieka z Polski wyklętego i uznanego za zdrajcę, bo gdy wybuchła II wojna światowa, grał już w reprezentacji Niemiec. Dzięki temu jednak że i tam był gwiazdą, jego matka mogła wyjść z obozu w Auschwitz, do którego trafiła za romans z Żydem.

Józef Kałuża, wtedy selekcjoner Polaków, w trakcie wojny został w kraju, w 1944 roku zmarł na zapalenie opon mózgowych. Mógł osiągnąć z kadrą rzeczy wielkie, niestety jego pracę brutalnie przerwali hitlerowcy. Do dziś jest uważany za twórcę wielkiej Cracovii, stadion tego klubu stoi przy ulicy jego imienia.

Marian Spoida, jego asystent, jest legendą Warty Poznań. W 1940 roku Rosjanie zastrzelili go w Katyniu. Gdy 3 lata późnej Niemcy odkopali jego zwłoki, oprócz dowodu osobistego znaleźli też klubową legitymację.

4 gole Ernesta Wilimowskiego
w meczu z Brazylią były wyczynemniesamowitym. Jego osiągnięcie wyrównał dopiero Rosjanin Oleg Salenko w 1994 roku.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
1 9
7 4

RFN

Polska Złota Jedenastka

Orły Górskiego leciały wysoko

autor:

Jacek stańczyk

Brazylijczycy byli mistrzami świata, Włosi mieli wicemistrzostwo, a Niemcy z RFN byli trzecią drużyną globu.

Brazylijczykom medal wybiliśmy z głowy, Włochów wyrzuciliśmy z turnieju. A z Niemcami graliśmy u nich jak równy z równym i do dziś możemy sobie tłumaczyć, że to oni wystąpili w finale, bo nad Frankfurtem zebrały się jak na złość wszystkie chmury świata i postanowiły piłkarzy porządnie zlać. I lały przez pół godziny przed meczem.

Niecały rok wcześniej po wyjazdowym meczu eliminacyjnym z Anglią, odbywał się bankiet z okazji awansu Anglików do mistrzostw świata. Ci jednak na imprezę nie przyszli, bo nie mieli czego świętować. Kilka godzin wcześniej na stadionie Wembley Grzegorz Lato podał do Jana Domarskiego, a ten nieczysto trafił w piłkę. Ta jednak znalazła się w bramce, Polska zremisowała 1:1 i kosztem Brytyjczyków pojechała na mistrzostwa RFN. Kosztem gospodarzy też nieźle się zabawiła, bo to nasi piłkarze wpadli na wspomniany bankiet.

Niezapomnianą dla nas imprezę zrobili też w RFN. Już przecież na samym jej początku, Maryla Rodowicz na otwarcie turnieju śpiewała aby „przeżyć ten futbol jeszcze raz”. Potem okazało się, że występ Polaków przeżywamy do dzisiaj. I pamiętamy, że jak mawiał twórca medalowej drużyny Kazimierz Górski, piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Pamiętamy Grzegorza Latę i jego rajdy w tempie błyskawicy oraz wizjonerstwo gry w wykonaniu Kazimierza Deyny. Podziwiamy do dziś, że napastnik Andrzej „Diabeł” Szarmach wkładał głowę tam, gdzie inni bali się włożyć nogę.

Polska Złota Jedenastka
Grzegorz Lato
Grzegorz
Lato
PSEUDONIM Król

7 goli Grzegorza Laty okazało się wynikiem niepobitym aż przez 28 lat. Jego osiągnięcie przebił dopiero Brazylijczyk Ronaldo w 2002 roku w Korei i Japonii, który strzelił 8 goli.

Rok przed mistrzostwami był zaledwie rezerwowym w drużynie Kazimierza Górskiego. Po turnieju zastanawiano się już nie tylko w Polsce, ale na świecie, czy jest gdzieś szybszy zawodnik. Nie było.

W meczu o 3. miejsce z Brazylią strzelił gola, który był idealnym podsumowaniem tego, co potrafił. Był sprytny i zabójczo szybki.

Gdy zobaczył, że nie może podać koledze, to sam ze środka boiska pobiegł na bramkę i strzelił zwycięskiego gola. Brazylijczycy, aktualni mistrzowie świata przecież, oglądali tylko jego plecy w czerwonej koszulce. Grzegorz Lato strzelił w Niemczech 7 goli: 2 w meczu z Argentyną, 2 w meczu z Haiti, po jednym ze Szwecją, Jugosławią i Brazylią.

I tak jak drużyna Kazimierza Górskiego miała w 1974 roku samych bohaterów, tak króla miała tego jedynego.

Z szacunkiem bijemy brawo żelaznej obronie z Jerzym Gorgoniem i Władysławem Żmudą na czele. I zachwycamy się paradami Jana Tomaszewskiego, bronionymi rzutami karnymi w meczach ze Szwecją i RFN.

To był pierwszy występ Biało-Czerwonych na mundialu od 1938 roku. Orły Górskiego leciały przez niego zaciekle atakując: pokonały Argentynę 3:2, Haiti 7:0, Włochy 2:1, Szwecję 1:0, Jugosławię 2:1, aż nadszedł ten felerny mecz z gospodarzami. Nie dość, że boisko nie nadawało się do gry, to Kazimierz Górski nie mógł wystawić Andrzeja Szarmacha (kontuzja), który idealnie rozumiał się z Latą. A pogrążył nas Gerd Mueller, o którym Tomaszewski mówił potem, że chyba urodził się tylko po to, aby go prześladować. W meczu o 3. miejsce nie do dogonienia był Lato – strzelec złotego, zwycięskiego gola.

Warto dziś przy okazji uzmysłowić sobie, że chociaż mamy supernapastnika Roberta Lewandowskiego, to gdzie mu tam do wspomnianego już Grzegorza Laty, króla strzelców tamtego mundialu.

Polska sprawiła ogromną sensację, została trzecią drużyną świata. Grała pięknie, z polotem, była skuteczna. Kazimierz Górski stał się naszym trenerem wszech czasów. A każdy z piłkarzy do dziś powinien chodzić w kraju po czerwonym dywanie.

Jak bardzo choć namiastkę tamtego wyczynu, chcielibyśmy dziś przeżyć jeszcze raz.

Polska była jedyną drużyną, która w I rundzie wygrała wszystkie mecze.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
1 9
7 8

Argentyna

Alchemia futbolu. Polska bez medalu

Najlepsza drużyna w dziejach

autor:

Jacek stańczyk

Polski alchemik futbolu, Jacek Gmoch, miał obiecywać rodakom mistrzostwo świata. Ale eksperyment się nie udał, nastąpił wybuch. Z perspektywy czasu można jednak napisać, że Gmoch nie miał szans na pucharu. Tamten mundial musiała wygrać Argentyna.

Zbigniew Boniek, który wtedy w 1978 roku objawił się światu, po latach wspominał w „Gazecie Wyborczej”: - Być może była to najsilniejsza reprezentacja w historii polskiej piłki. Ale tamtych mistrzostw nie mógł wygrać nikt inny tylko Argentyna. Reżim potrzebował tego zwycięstwa jak powietrza (… ) Teraz, kiedy wspominam tamte czasy, wiem, że gdy trafiliśmy do grupy południowoamerykańskiej z Argentyną, Brazylią i Peru, nie mogliśmy wygrać. Nawet gdybyśmy byli od nich lepsi.

Alchemia futbolu. Eksperyment nie wypalił.
Adam Nawałka
Adam
Nawałka

Skoro dziennikarze Associated Press wybierają cię do najlepszej jedenastki mistrzostw świata, to znaczy że wykonałeś kawał dobrej roboty.

Adam Nawałka na mundial w Argentynie leciał jako odkrycie ligi. Wracał jako odkrycie dla świata.

Miał wtedy 20 lat. Był piękny, młody i już z sukcesami, bo kilka tygodni przed mundialem zdobył z Wisłą Kraków mistrzostwo. Trener Jacek Gmoch nie bał się dać mu szansy. Nawałka był takim defensywnym pomocnikiem, silnym, skocznym, dobrze grającym głową, nieustępliwym. Umiał bronić i atakować, stanowił skuteczne wsparcie dla przebojowego Zbigniewa Bońka.

W Argentynie zagrał w pięciu z sześciu meczów. Ówczesna prasa zgodnie orzekła, że wraz z innym młodzianem – właśnie Bońkiem – był najlepszym piłkarzem Polski. Obaj byli nową falą reprezentacji, która jednak nie powtórzyła sukcesu sprzed czterech lat. Nawałka miał zrobić wielką karierę. Nie zrobił, po licznych kontuzjach, w wieku tylko 27 lat skończył grać w piłkę.

Problem tkwił także w tym, że w 1978 roku Polska nie była już Polską sprzed czterech lat. Kazimierza Górskiego zastąpił Jacek Gmoch i za wszelką cenę chciał udowodnić, że jest lepszy od poprzednika. Był na pewno powiewem świeżości. Do pomocy wziął sobie naukowców, przeprowadzał bogate analizy, zwracał uwagę na każdy szczegół. Potem napisał książkę „Alchemia futbolu”. I faktycznie, być może miał najsilniejszą kadrę w historii naszej piłki – z zawodnikami, którzy na MŚ 1974 w Niemczech sięgali po medal, uzupełnioną o wybitnie utalentowaną młodzież jak Zbigniewa Bońka i Adama Nawałkę.

Potem się okazało, że właśnie tych dwóch młokosów było w Argentynie najlepszych. Nawałkę dziennikarze wybrali nawet do jedenastki turnieju.

Dziś Boniek jest prezesem związku, a Nawałka selekcjonerem reprezentacji Polski. I znowu jadą na mistrzostwa świata.

Gmoch nie dogadywał się niestety z piłkarzami. Nie był trenerem - jak Górski – za którym piłkarze skoczyliby w ogień. To Boniek opowiadał, że gdy nadeszły krytyczne momenty, nie panował nad grupą.

Mundial nie zaczął się źle, bo od bezbramkowego remisu z mistrzami świata – Niemcami. Potem Polacy wymęczyli wygraną z Tunezją (1:0) i wygrali 3:1 z Meksykiem. Dwa gole strzelił 22-letni Boniek. Drużyna Gmocha do II rundy awansowała z pierwszego miejsca w grupie. Drugą rundę Polacy rozpoczęli od meczu z Argentyną, ale zanim w ogóle wybiegli na boisko, kłócili się ze związkiem o pieniądze.

Jacek Gmoch

Jacek Gmoch uważa, że brak medalu w 1978 roku absolutnie nie był klęską. I zarzeka się, że nikomu mistrzostwa świata nie obiecywał.

 

Meczem z RFN Polska rozpoczęła mundial w Argentynie. Bezbramkowy remis z mistrzami świata na pewno nie był zły.

 

Zbigniew Boniek w wygranym 3:1 meczu z Meksykiem strzelił 2 gol. I w najlepszy z możliwych sposobów przedstawił się światu.

 

Skromna wygrana 1:0 z Peru dała nam jeszcze nadzieję, że uda się zdobyć medal. Niestety, porażka 1:3  kolejnym meczu z Brazylią rozwiał nasze marzenia.

 

Mecz z RFN na inaugurację turnieju był ciężki i dobrze zagrać z mistrzem świata na otwarcie turnieju to zawsze duża sztuka. Na szczęście Niemcy nie rozegrali wielkiego meczu.

 

Mistrzostwa świata to ogromne emocje.
Na zdjęciu Brazylijczycy kłócą się z sędzią.

Boniek mówił, że ze względu na żądze argentyńskich generałów to był mecz, którego on i jego koledzy nie mieli prawa wygrać. Ale walczyli, a Kazimierz Deyna nie strzelił rzutu karnego. Przegraliśmy 0:2. Polacy wygrali potem z Peru 1:0, o grze o medale zadecydował mecz z Brazylią.

I ponownie, jak 4 lata wcześniej w meczu o trzecie miejsce, gola strzelił Grzegorz Lato. Rywale odpowiedzieli jednak trzema. Jerzy Zmarzlik z „Przeglądu Sportowego” krytykował potem trenera, że niepotrzebnie dał grać Andrzejowi Szarmachowi, że wcześniej powinien zejść Kazimierz Deyna. I nie da się zdobyć medalu, nie mając napastników i skuteczności. Biało-Czerwoni zajęli miejsce piąte.

Boniek

Ani to wielki sukces, ani też ogromna porażka. A jednak mając taką drużynę, naród oczekiwał czegoś więcej. Jacek Gmoch po wielu latach zarzekał się, że nigdy nikomu nie obiecywał mistrzostwa świata. Po prostu nie zaprzeczył, gdy ktoś to powiedział.

Kuriozum w meczu Węgrów z Francją. Obie drużyny chciały grać na biało, nie miały strojów rezerwowych. Zarządzono losowanie, ostatecznie Francja wystąpiła na biało-zielono. To były koszulki klubu Atletico Kimberley.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
1 9
8 2

Hiszpania

Wielka wygrana w turnieju o stan wojenny

Już za cztery lata, Polska będzie mistrzem świata!

autor:

Jacek stańczyk

Zbigniew Boniek, największa polska gwiazda mundialu w Hiszpanii, wspominał kiedyś, że gdyby ktoś przyszedł wówczas do szatni i powiedział, że to przełożeni, przyjaciele ze wschodu i trzeba uważać, wtedy zostałby przez piłkarzy pobity.

W ostatnim meczu II rundy Polska grała w Barcelonie ze Związkiem Radzieckim. Remis gwarantował drużynite Antoniego Piechniczka awans do półfinału.

To był symboliczny mecz, w kraju mieliśmy środek stanu wojennego. I właśnie meczem o stan wojenny potem nazywano to spotkanie. Polacy nie dali Sowietom strzelić gola, mecz zakończył się bezbramkowo. I to było nasze zwycięstwo. Włodzimierz Smolarek do furii doprowadzał rywali, przetrzymując piłkę w narożniku boiska pod ich polem karnym. A Francuz polskiego pochodzenia Pascal Rossi-Grześkowiak wraz innymi opozycjonistami na emigracji rozwiesili na trybunach stadionu Camp Nou wielkie flagi Solidarności.

Wielka wygrana w turnieju o stan wojenny
Zbihniew Boniek
Zbigniew
Boniek
PSEUDONIM Zibi

Gazety zastanawiały się, czy Zbigniew Boniek był tak słaby, „bo chronił swoje dobrze sprzedane Juventusowi nogi”. Najlepszy polski piłkarz z Widzewa Łódź przeszedł akurat do włoskiego giganta za ogromną wówczas kwotę 1,8 mln dolarów, ale hiszpańskiego mundialu nie rozpoczął dobrze. I prasa domagała się, aby Antoni Piechniczek odsunął go od składu. Selekcjoner wytrzymał ciśnienie, wiedział że takiego gwiazdora nie może posadzić na ławce. Boniek był i jest ambitny, bezczelny i bezkompromisowy. Gdyby wypadł ze składu, może by się obraził. A tak trener z pomocy przesunął go do ataku.

I Boniek walczył za dwóch, strzelił gola Peru, a następnie podbiegł do trybuny prasowej, wyciągnął pięść i krzyknął „A teraz pocałujcie mnie wszyscy w d….”

Występ przeciwko Belgii, gdy trafił trzy razy, a każdy kolejny gol był piękniejszy od poprzedniego, jest jednym z najlepszych w historii mistrzostw. Szkoda, że za żółte kartki nie zagrał w półfinale z Włochami….

Sowiecka władza w Polsce stawała na głowie, opóźniała mecz, żeby tylko transparentów nie pokazać. Nie udało się, telewidzowie przez chwilę je dostrzegli. To było jak mgnienie oka. Ale było. I to też było nasze zwycięstwo.

Zanim do niego doszło, Polacy w Hiszpanii przeżywali sportowe męki. Trwały one przez 235 minut, czyli 2,5 meczu z lekkim okładem. Drużyna Piechniczka nie była w stanie strzelić gola Włochom, ale to jeszcze pół biedy, to oni przecież mieli reprezentację, która potem zwyciężyła w turnieju. Bezbramkowy remis na początek był bardziej dobry niż zły, bo to Włosi dominowali, byli lepsi. 0:0 z egzotycznym Kamerunem w drugim meczu był już porażką i przed trzecim meczem z Peru wprowadziło zaniepokojenie, bo stawiało pod znakiem zapytania awans do kolejnej rundy.

Piechniczek zastanawiał się, co zrobić, sugerowano mu, żeby odstawił Zbigniewa Bońka.Trener jednak nie dał się namówić. Mało tego, przesunął go z pomocy do ataku. I Polska zaskoczyła, choć pierwszego gola Peru strzeliła dopiero w 55. minucie. Worek z bramkami jednak się rozwiązał i skończyło się na 5:1. Tenże Boniek 28 czerwca tamtego roku miał taki dzień, że gdyby skreślił w totolotku nawet 12 liczb i tak trafiłby wszystkie. Na Camp Nou w Barcelonie, w meczu kolejnej rundy z Belgią wychodziło mu wszystko. Strzelił 3 gole, a ich bramkarz Theo Custers opowiadał potem, że niestety dzięki temu meczowi stał się sławny.

Wspomniany mecz z ZSRR dał nam awans do półfinału, w którym Włosi już potrafili udokumentować przewagę, strzelając nam dwa gole. Na dodatek Polska grała bez zawieszonego za żółte kartki Bońka.

ceremonia nagrodzenia Polaków była kuriozalna i niespotykana. Medale naszym piłkarzom rozdał kapitan Władysław Żmuda.

To on chodził z tacą, zamiast któregoś prominentnego piłkarskiego oficjela. Dlaczego tak się stało? Są różne teorie. Według jednej była manifestacja szefa FIFA Joao Havelange’a przeciwko stanowi wojennemu. W kolejnej Havelange’owi po prostu bolały nogi. A w jeszcze innej ówczesny szef PZPN Włodzimierz Reczek, który miał wręczać medale, obtarł stopy, na mecz przyszedł w klapkach i nie chciał się w nich pokazywać.

Zbigniew Boniek

W meczu z Belgią Zbigniew Boniek był nieuchwytny dla rywali, na dodatek wszystko mu wychodziło. Gdyby tego dnia skreślał liczby w totolotku, wygrałby miliony. „Zibi” na Camp Nou strzelił 3 gole i rozegrał jeden z najlepszych meczów w karierze.

Mecz hańby. Niemcy i Austria wykiwały Algierię.

W I rundzie drużyna z Afryki grała świetnie wygrała z RFN. Przed ostatnim meczem w grupie prowadził Austria, przed Algierią i RFN. Wygrana Niemców dawała awans im i Austriakom.
W 10. minucie gola strzelił Niemiec Horst Hrubesch i to było na tyle. Do końca spotkania obie drużyny podawały już sobie piłkę, nikt nie atakował. Wściekli byli nawet fani Niemiec i Austrii, którzy skandowali „Algieria”. To jeden z najbardziej perfidnych kantów w historii futbolu.

Mecz o 3. miejsce był jednym z tych epickich, gola na 3:2, dającego nam status trzeciej drużyny świata, strzelił Janusz Kupcewicz. To też znamienne, bo dzięki niemu Polacy zaczęli w Hiszpanii grać lepiej. Gdy Piechniczek po dwóch remisach stał już nad przepaścią, Bońka posłał w mecz z Peru do ataku, a środek pola zajął dotychczasowy rezerwowy Kupcewicz. I to od jego przechwytu zaczęła się akcja, po której Włodzimierz Smolarek strzelił dla Biało-Czerwonych pierwszego gola.

Ponoć rozgrywający Arki Gdynia nie lubił się z Bońkiem, ponoć nie mogli grać razem. Gdy Polska znalazła się jednak w opałach, wyboru już nie było.

Biało-Czerwoni Piechniczka nawiązali do sukcesu ekipy z 1974 roku. Zdobyli medal, symbolicznie – sportowo – wygrali ten mecz o stan wojenny. Zbigniew Boniek po meczu z ZSRR przyszedł do telewizyjnego studia w… koszulce radzieckiej. Chciał – jak potem tłumaczyli kadrowicze – pokazać światu polską zdobycz, skalp.

Ludzie mieli powód do świętowania w pełnym policyjnych nysek, zomowskich pał, wodnych sikawek, podsłuchów, esbeckich cieni i pustych półek sklepowych okresie. Gdy polska drużyna wylądowała na Okęciu, fani chóralnie śpiewali, że już „za cztery lata Polska będzie mistrzem świata”.

Bardziej pomylić się nie mogli.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
1 9
8 6

MEKSYK

Spaleni w piekle Monterrey

Polska klątwa

autor:

Jacek stańczyk

Różnica – jak opowiadał potem Zbigniew Boniek – była taka, że na poprzednie mundiale Polska jechała wygrywać. A w Meksyku po prostu nie chciała się skompromitować.

Skończyło się na jednym zwycięstwie, szczęśliwym wyjściu z grupy i najlepszym meczem zakończonym – o paradoksie - największą porażką (0:4 z Brazylią). Rozpoczęła się za to klątwa, która przez 16 kolejnych lat skutecznie wyrzucała nas z kolejnych mistrzostw świata.

Do studia TVP po meczu 1/8 z Brazylią przyszli wtedy kapitan Zbigniew Boniek i selekcjoner Antoni Piechniczek. Dariusz Szpakowski dziękował im za grę i mówił o zdenerwowaniu. Piechniczek zanalizował mecz, a potem powiedział: - Przekazując następcy pałeczkę, życzę mu, aby co najmniej dwa razy doprowadził reprezentację co najmniej do finałów i z lepszym stylem, osiągnięciami kierował polską piłką. A Boniek, który nie chciał kreować pogrzebowych nastrojów stwierdził: - Jeżeli w następnych czterech kolejnych edycjach MŚ osiągniemy podobny sukces, będzie to satysfakcja dla nas sportowców, działaczy ale przede wszystkim dla kibiców. Na kolejnym mundialu Polacy pojawili się dopiero 2002 roku…

Ekipa Piechniczka jechała do Meksyku jako trzecia drużyna świata, ale nikt tak naprawdę nie liczył na powtórzenie wyniku. Dwa lata wcześniej Polacy nie zdołali przecież zakwalifikować się do mistrzostw Europy. W zespole dokonywała się pokoleniowa zmiana o której potem Boniek mówił, że miała „roszczeniową postawę” i „inną mentalność”. Nie był to zgrany zespół, a na pewno mógł być mocniejszy. Zabrakło w nim m.in. Jerzego Wijasa, gwiazdy Widzewa który rok wcześniej odmówił gry w wojskowej Legii, przez co zniszczono mu karierę delegując do klubu A-klasy.

Spaleni w piekle Monterrey
Włodzimierz Smolarek
Włodzimierz
Smolarek

To na tym mundialu kibice po raz pierwszy na trybunach zrobili falę. Zwaną potem meksykańską falą.

Drużyna, która wygrywa jeden mecz i strzela jednego gola nie może mieć bohatera. Ma za to symbol. I Włodzimierz Smolarek, strzelec wygranej bramki w meczu z Portugalią jest takim symbolem.

Był na tym mundialu piłkarzem, któremu nie można było nic zarzucić. Walczył jak zawsze, starał się jak zawsze – na boisku i po prostu w życiu. Był wzorem sportowca, nie pił alkoholu, a w tamtych czasach to nie było standardowe zachowanie.

To Smolarek cztery lata wcześniej w Hiszpanii do furii doprowadzał piłkarzy ZSRR tańcząc z piłką przy linii pod ich polem karnym. To on wtedy strzelił pierwszego gola w meczu z Peru i rozwiązał worek w bramkami. W Meksyku – też symbolicznie – strzelił ostatniego polskiego gola na wiele lat…

Polacy zamieszkali w Monterrey, czyli tam gdzie rozegrali trzy mecze grupowe. Było parno, wilgotno i upalnie, o ciężkich warunkach prasa informowała już przed turniejem. Zawodnicy nie wychodzili z hotelu po godzinie 12, a trakcie meczów tracili po kilka kilogramów na wadze. Boniek lata później mówił w jednym z wywiadów, że to była okropność. „ Byliśmy zakwaterowani w Monterrey w jakiejś bursie, czymś w rodzaju akademika. Mieliśmy na każdy posiłek 350 metrów i 104 schody do pokonania. Za każdym razem.

Związek zdaniem piłkarzy popełnił więc błąd w logistyce, a część drużyny nie udźwignęła mistrzostw mentalnie. W pierwszym meczu Biało-Czerwoni zremisowali bezbramkowo z Marokiem, w drugim wygrali 1:0 z Portugalią po golu Włodzimierza Smolarka. Potem okazało się, że było to jedyne trafienie Polaków na meksykańskich boiskach.

W ostatnim grupowym meczu z Anglią narodził się polski kat Gary Lineker – snajper strzelił nam trzy gole. Nasi awansowali dalej, w 1/8 wpadli na Brazylię. I zagrali najlepszy mecz turnieju. Ryszard Tarasiewicz trafił w słupek, Jan Karaś w poprzeczkę, Boniek próbował nożyc. Brazylia strzeliła gola po karnym, którego zdaniem Polaków być nie powinno.

Ojciec angielskiego napastnika Gary’ego Linekera postawił przed turniejem u bukmacherów, że jego syn zostanie królem strzelców. I Lineker strzelił 6 goli, został najlepszym snajperem. Trzy gole wbił nam.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
2 0
0 2

Korea i Japonia

Futbol na Tak, mundial na Nie

Wysokie loty, twarde lądowanie

autor:

Jacek stańczyk

Legendarny trener Kazimierz Górski zapytał ówczesnego selekcjonera Jerzego Engela: - Panie kolego, skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? Reprezentacja Polski jechała na mundial do Korei i Japonii prawie po mistrzostwo świata. Jej marzenia utonęły błyskawicznie. W zupkach z proszku.

Kilka tygodni przed mistrzostwami świata futbolowe władze przywiozły puchar świata. Trofeum stanęło na Zamku Królewskim, kibice robili z nim zdjęcia. Sfotografował się z nim również Jerzy Engel. A potem zapowiadał: - Jak jedziemy na mistrzostwa świata, to powalczymy o Puchar Świata. Nie może być innego nastawienia.

Ludzie mu uwierzyli, przecież po 16 latach wprowadził Polskę na mundial. Mało tego, Biało-Czerwoni jako pierwsza europejska reprezentacja awansowała do mistrzostw.

Emmanuel Olisadebe
Emmanuel
Olisadebe
PSEUDONIM Emsi

Potrzebowaliśmy dopiero Nigeryjczyka w ataku, żeby dostać się po 16 latach na mistrzostwach świata. I tenże Nigeryjczyk, z polskim paszportem strzelił nam również pierwszego gola na mundialu po tak długiej przerwie. Historia Emanuela Olisadebe w polskiej kadrze była krótka, ale treściwa. Wymyślił go dla reprezentacji selekcjoner Jerzy Engel, który wcześniej współpracował z nim w Polonii Warszawa. Snajper z Nigerii w Polsce grał od 1997 roku, tutaj poznał żonę. I strzelał mnóstwo goli. Engel postanowił, że zrobi z niego polskiego napastnika.Olisadebe, chociaż dobrze nie mówił po polsku, w trybie przyspieszonym dostał obywatelstwo, w 2000 roku zadebiutował już w kadrze.

I w meczu z Rumunią (1:1) strzelił gola. A potem aż 8 razy (najwięcej!) trafił w eliminacjach do mundialu w Korei i Japonii.

Na samym turnieju trudno było mieć do niego pretensje. Mecze przegrywaliśmy koszmarnymi błędami w defensywie. A Olisadebe i tak trafił, w 3. minucie meczu o honor z USA. I ten honor, po wygranej 3:1 odzyskaliśmy. Dwa lata później po raz ostatni zagrał w kadrze.

Engel był jak anioł. Co powiedział, osiągało status świętego kazania. I dla menedżera z wielkiego miasta i gospodyni domowej ze wsi pod metropolią. To był „futbol na tak”, zresztą napisał nawet książkę z takim tytułem. Polska – tu nie ma przesady – oszalała. Pomocnik Radosław Kałużny domagał się, aby już „dawać im tę Brazylię”. Lataliśmy wysoko……

W pierwszym meczu mundialu Koreańczycy z dokładnością mikroprocesora, jak na wieży kontroli lotów, szybko sprowadzili Polaków na ziemię. Wygrali 2:0, bo byli zdecydowanie lepsi i nawet nie musieli pomagać im sędziowie (co potem na tym turnieju było już normą). W drugim Portugalia obiła polskie twarze cztery razy, a obrońca Tomasz Hajto do dziś dostaje drgawek, gdy słyszy „Pedro Pauleta”. To imię i nazwisko Portugalczyka, który strzelił trzy gole.

Gdy już nie graliśmy o nic, Engel totalnie zmienił skład, a rezerwowi wygrali z Amerykanami 3:1.

Przyczyn klęski jest dużo. Pierwsza - uznanie za sukces już samego awansu. Oczywiście, 16-letnia przerwa od mundialu zrobiła swoje. Trudno dziś czepiać się tego, że piłkarze byli bohaterami. Dziś możemy też zrozumieć zawodników, którzy chcieli wykorzystać moment sławy. Błyskawiczne zupki w proszku, które reklamowali, są dziś symbolem. Piłkarze zaczęli łapać kontrakty reklamowe, na nich się skupiali, jakby zapominając, że mają mundial do rozegrania. Sam Engel też zajęty był przede wszystkim promocją książki. Potem im te reklamy w Polsce wypominano. W Korei pokłócili się ze związkiem o reklamę jednego z napojów orzeźwiających. Reprezentanci uważali, że PZPN nielegalnie wykorzystał ich wizerunek na szklankach.

Klose rozpoczął marsz po rekord

Mundial w Korei i Japonii był pierwszym, w którym zagrał urodzony w Polsce, ale reprezentant Niemiec Miroslav Klose. Chłopak z Opola strzelił pięć goli i był to jego początek drogi po strzelecki rekord. Kolejnych pięć goli strzelił cztery lata później na mundialu w Niemczech, a cztery trafienia dołożył w mistrzostwach świata w RPA (2010 rok). Ostatnie dwa gole na mundialach strzelił już w 2014 roku w Brazylii. Z dorobkiem 16 goli jest najskuteczniejszym strzelcem w historii MŚ.

Najszybszy gol w historii

Turek Hakan Sukur w meczu o trzecie miejsce z Koreą Południową strzelił najszybszego gola w historii mundiali. Trafił do bramki już w 11 sekundzie meczu.

Sędzia i szmugler

Symbolem mistrzostw jest sędzia z Ekwadoru Byron Moreno. To on w meczu z Koreą nie uznał Włochom dwóch prawidłowo strzelonych goli i niesłusznie wyrzucił z boiska Francesco Tottiego. W 2010 roku złapano go na lotnisko w Nowym Jorku z 6 kilogramami… heroiny.

Selekcjoner też włożył kij w mrowisko, bo na mundial nie zabrał jednego z liderów – Tomasza Iwana. Pomocnik PSV Eindhoven należał do starszyzny, ale sezon miał słaby. Inni doświadczeni piłkarze nie wyobrażali sobie, że Iwana zabraknie, chodzili do trenera i prosili, żeby Iwana przywrócił. Jerzy Dudek po latach przyznawał, że to był początek końca tej drużyny.

Bohaterowie nie przyjmowali słów krytyki. Piotr Świerczewski chciał bić się z jednym z dziennikarzy, inni zawodnicy lżyli media. Na dodatek w Korei kisili się we własnym sosie, związek wybrał im ośrodek zamknięty, odizolowany i położony w miejscowości Samsunga – Daejeon.

Polacy trenowali w zupełnie innym klimacie, niż rozegrali pierwszy mecz. Z Koreą Polacy zagrali w Pusan, gdzie pot lał się z czoła już po 10 minutach spaceru. Po 20 minutach meczu Biało-Czerwoni umierali stojąc. I gospodarze ich zabiegali. Mundial zakończył się klęską, ale z perspektywy czasu musimy docenić Engela i jego drużynę. Polska zaczęła wygrywać, ludzie odzyskali wiarę w rodzimy futbol, wróciliśmy na mistrzostwa świata po długiej przerwie.

Turniej w 2002 roku był pierwszym zorganizowanym przez dwa kraje.

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
2 0
0 6

Niemcy

Kadra na rybach

Janas i jego terapia szokowa

autor:

Jacek stańczyk

Atak polskich dziennikarzy trwał prawie godzinę. Za stołem na konferencji prasowej siedzieli prezes Michał Listkiewicz, wiceprezes Antoni Piechniczek i Bogu ducha winny kucharz kadry Tomasz Leśniak. Selekcjoner Paweł Janas gdzieś się zaszył, ponoć łowił wtedy ryby. Dzień po inauguracyjnym, przegranym 0:2 meczu z Ekwadorem nastroje w polskim obozie były podłe.

Tak wyglądała konferencja prasowa w bazie w Barsinghausen. Dziennikarze domagali się wyjaśnień porażki od selekcjonera i piłkarzy, a przyszedł do nich kucharz porozmawiać o diecie i tym, czy piłkarze wolą parówki na ciepło, czy na zimno. I koniec końców nie odezwał się słowem.

Atmosfera gęstniała z godziny na godzinę, Leśniak mógłby ją pewnie kroić jednym ze swoich ostrych noży. Nic dziwnego, bo w Polsce nikt nie zakładał przegranej w pierwszym meczu z Ekwadorem. Tym samym, którego kadra Janasa rok wcześniej rozbiła 3:0. Tymczasem w Gelsenkirchen Biało-Czerwoni pierwszy celny strzał na bramkę oddali w 84. minucie…

Artur Boruc
Artur Boruc

O tym, że jedzie na mundial dowiedział się, gdy trzymał w ręku siatkę z piwem. Wspominał ten moment niedawno w telewizji: Pamiętam, że wracałem z reklamówką piwa do domu. Mój ojciec krzyczał z okna: Ty jedziesz na mundial, Jurek nie jedzie. Byłem w niesamowitym szoku. Zastąpił Jerzego Dudka, o czym sam by nie pomyślał. A potem okazało się, że to Artur Boruc jest nie do zastąpienia. I to na wiele lat. Polska przegrała mistrzostwa w Niemczech, ale bramkarz Celtiku Glasgow na pewno był jednym z wygranych turnieju. A mecz życia rozegrał 14 czerwca 2006 roku w Dortmundzie.

Przez 90 minut niemal w pojedynkę walczył z niemieckim naporem. Bronił w niesamowitych sytuacjach, a gdy już nie mógł powstrzymać Niemców, to z pomocą przychodziła mu poprzeczka.

To był drugi mecz w grupie. Remis jeszcze trzymał nas przy życiu. Niemcy z furią atakowali, Boruc dokonywał cudów. W doliczonym czasie nic już jednak nie mógł zrobić, gdy akcję prawym skrzydłem wykończył Oliver Neuville. Lech Kaczyński, który był wtedy prezydentem, osobiście gratulował bramkarzowi takiego fenomenalnego występu.

ŹRÓDŁO: Agencja Fotograficzna East News

Mundial w Niemczech miał być nasz, przecież był tak blisko. Polacy mogli poczuć, że grają u siebie. Co z tego, skoro po drugim meczu z Niemcami mogli pakować się do drogi powrotnej. Artur Boruc stawał a głowie, żeby zatrzymać napór gospodarzy. Przez 90 minut dokonywał cudów, ale w końcu stracił magiczną moc. W doliczonym czasie Polaków załatwił Oliver Neuville i było po mundialu. Trzeci mecz „o honor” (to taka polska specjalność) z Kostaryką, nasi piłkarze wygrali już 2:1, a oba gole strzelił obrońca Bartosz Bosacki, który – swoją drogą - na mistrzostwa miał nie jechać.

Bo Paweł Janas prawdziwe show dał Polsce przed mistrzostwami. Jerzy Dudek do dziś nie może mu zapomnieć, że na mundial nie pojechał. To wtedy powstało pytanie „Ale, że Dudka nie powołał?”.

Selekcjoner powołania ogłaszał w warszawskim hotelu, na żywo w Polsacie. Przedstawienie wyglądało jak teleturniej. Na ekranie pojawiały się nazwiska piłkarzy branych pod uwagę na mundial, a selekcjoner wskazywał tych, których zabierał do Niemiec. Pierwszy szok nastąpił przy bramkarzach, bo Janas pominął pierwszego bramkarza z eliminacji: Jerzego Dudka. Prowadzącego show rzecznika kadry Michała Olszańskiego zatkało. A potem selekcjoner ogłosił jeszcze, że nie jadą pewniacy Tomaszowie: Kłos, Rząsa i Frankowski, który w eliminacjach strzelił najwięcej goli. Ten ostatni nawet nie oglądał powołań, przecież po ostatnim meczu sparingowym z Wyspami Owczymi asystent Skorży żegnał go słowami, że widzą się na zgrupowaniu. Piłkarze dopiero z telewizora dowiadywali się o decyzjach trenera. A on swoje pierwotne postanowienia zmienił w noc poprzedzającą powołania.

A potem jeszcze okazało się, że obrońca Bartosz Bosacki, który strzelił dwa gole, pojechał na mistrzostwa, bo ze składu wypadł… ofensywny Damian Gorawski. Nikt nic nie rozumiał.
Mateusz Borek, który prowadził galę pytał Janasa: - Jak pan to wymyślił? A trener po prostu, ze spokojem odpowiadał, że siedział, kombinował, kreślił, jeszcze raz wszystko przemyślał i tak mu wyszło.

Sam Janas zdradził nam niedawno: PZPN miał umowę z Polsatem. Mnie to stawiało w trudnej sytuacji, bo przecież często rozmawiałem z chłopakami, jeździłem do nich. Taka jednak była umowa, nie mogłem im powiedzieć.

Tomasz Frankowski przez dwa dni nie wychodził z domu. On, Dudek, do dziś nie mogą wybaczyć Janasowi, że tak ich potraktował.

Po meczu Polski z Ekwadorem dziennik Fakt dał okładkę, która przeszła do historii. Na czarnym tle tabloid umieścił hasła: "Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Nie wracajcie do domu!"

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY
2 0
1 8

Rosja

Koniec epoki Adama Nawałki

Robert Lewandowski. Zostać królem.

autor:

Jacek stańczyk

Robert Lewandowski pewnie chętnie zamieniłby 50 goli strzelonych w sezonie na tych kilka zdobytych w mistrzostwach świata. I tytuł króla strzelców mundialu. Obecny kapitan reprezentacji Polski, choć jest piłkarzem sławnym i bogatym, takiemu Grzegorzowi Lacie ciągle może tylko zazdrościć.

Akcja Laty z 1974 roku, gdy przez pół boiska nie mogli dogonić go Brazylijczycy, a Polak strzelił zwycięskiego gola (z siedmioma golami został królem strzelców mundialu w RFN), nazwaliśmy niedawno w WP SportoweFakty rajdem, który zmienił polski futbol. Żadna akcja Roberta Lewandowskiego ani kolegów na mundialu w Rosji naszej piłki nożnej niestety nie zmieniła. A jechaliśmy tam z nadzieją, że drużyna Adama Nawałki nawiąże do naszych najlepszych czasów.

Przecież to był zespół, który jak burza przeszedł przez eliminacje najpierw Euro 2016, a potem MŚ 2018. Zespół zdolny wygrać z Niemcami, a we francuskich mistrzostwach nie przegrać meczu w podstawowym czasie gry. I osiągnąć aż ćwierćfinał. W Rosji nie mogło być gorzej, przecież piłkarze w większości byli ci sami, przygotowania takie same, a doświadczenie jeszcze większe.

Robert Lewandowski:

“Zdajemy sobie sprawę, że zawaliliśmy, ale z drugiej strony nie jesteśmy w stanie przeskoczyć pewnego poziomu. Wiele elementów zaważyło na tym, że przegraliśmy. Najłatwiej byłoby schować głowę w piasek i przeczekać. Ja jako kapitan czuję się odpowiedzialny za to wszystko.”

Skończyło się „po polsku”. W meczu otwarcia Senegal wygrał z nami 2:1, w meczu o wszystko Polaków w piłkę nożną uczyła grać Kolumbia (3:0 dla rywali). Mecz o honor z Japonią, choć wygrany 1:0, też pozostawił duży niesmak. Polska już nie była monolitem, już kapitan Lewandowski nią tak sprawnie nie dowodził. A Adam Nawałka pogubił się totalnie. Zmieniał systemy gry z połowy na połowę, dokonywał rewolucji kadrowych z mecz na mecz. Działał jak nie on i jak najbardziej zasłużył na rzeczową i konstruktywną krytykę. Po powrocie do Polski przyznał się do błędów kadrowych i zrezygnował z dalszej pracy z kadrą.

Nawałka zachował się godnie i jak najbardziej zasłużył, aby z kadry odejść z honorami. Przez 5 lat jego pracy znowu byliśmy dumni z Polaków. Na mecze kadry ponownie przychodziły tłumy, Stadion Narodowy, który stał się domem kadry, pękał w szwach.

Polska zaczęła wygrywać, w światowym rankingu FIFA awansowaliśmy o jakieś 60 miejsc. Pięć lat wystarczyło, że na świecie o Biało-Czerwonych ponownie mówiono z uznaniem. A były już selekcjoner – jak mówił prezes Zbigniew Boniek – będzie teraz szczęśliwym człowiekiem. Gdzie by w Polsce nie pojechał, tam będą go witać uśmiechy.

Lewandowski też będzie u nas niezwykle szanowany, ale jednak od piłkarza tej klasy oczekiwaliśmy więcej. To był jego trzeci indywidualnie nieudany turniej. Na Euro 2012 strzelił tylko jednego gola, cztery lata później we Francji było podobnie. W Rosji zawiódł jako napastnik i – tu zdania są podzielone – jako kapitan, który nie był w stanie okiełznać drużyny, wstrząsnąć nią. A tego od kapitana należy oczekiwać. Tak jak zdecydowanej samokrytyki w sytuacji totalnej klęski. A takich głosów niestety zabrakło.

Napastnik Bayernu Monachium ciągle jest jednak świetnym zawodnikiem, który tę nową reprezentację Polski jeszcze poprowadzi do prawdziwego, międzynarodowego sukcesu. Na pewno nie można z niego rezygnować, ani osłabiać jego pozycji w zespole. Tak, zawiódł na Euro 2016 czy teraz w Rosji, ale też pamiętajmy, że bez jego goli, Polski w ostatnich latach nie byłoby na wielkich turniejach. Lewandowski był królem strzelców eliminacji i do Euro we Francji i MŚ w Rosji.

Ciągle wszystko jednak przed nim i przed Polską. Za dwa lata mistrzostwa Europy, potem mundial w Katarze. I tylko słowa Adama Nawałki z pożegnalnej konferencji prasowej wprowadzają pewien niepokój. – Życzę wszystkim, by kadra jeździła na mistrzostwa co dwa lata.
Brzmi jak pewna klątwa…

Piłkarska kolekcja Dumni z naszych
tylko w Biedronce
Rób zakupy i odbieraj gratis karty i naklejki
Zbierz je w wyjątkowym albumie!
Kibicuj naszym!
POZNAJ ZASADY GRY